sobota, 13 października 2012

11 październik - Chicago i droga na Północ

Kilka godzin snu w komfortowych warunkach zregenerowało nasze siły na kolejny dzień. Nate wcześniej wyszedł do pracy, zostawiając nas samych w jego mieszkaniu i poprosił, abyśmy odchodząc, klucze zostawili w zamku, w drzwiach. Na każdym kroku spotykamy się tu z życzliwością i uczynnością Amerykanów, ale z tak wielkim zaufaniem dla zupełnie obcych ludzi spotkaliśmy się po raz pierwszy. Dla niego to chleb powszedni - codziennie przyjmuje do siebie kilka osób z różnych stron świata.
Chicago powitało nas porannym, bardzo silnym wiatrem. Nie bez powodu nazywa się je Wietrzym Miastem. Mieliśmy dziś w planach spacer po molo, które kiedyś było największe na świecie, a z którego można było podziwiać panoramę miasta. Nie dało się uniknąć sesji zdjęciowej - mamy już prawie 9 Gb zdjęć i filmów.
Basia opowiadała nam bardzo często o przysmaku charakterystycznym dla Chicago - pizzy, w której ciasto nadziewane jest serem (deep dish pizza). Gdy powiedziałyśmy chłopakom, że po 8 miesiącach diety białkowej jest to moje i Żany marzenie, wzięli sprawy w swoje ręce.Wypytali o najlepszą pizzerię w mieście, upewnili się, że ta konkretna pizza jest tam podawana, wpisali w nawigację adres (nie mamy mapy Stanów, więc o mapie Chicago nikt nawet nie pomyślał) i zaczęliśmy poszukiwania! Miało być 20 minut spaceru - wyszły 2 godziny błądzenia po mieście. Ale czego się nie robi dla głodnych kobiet...Radości nie było końca gdy zobaczyliśmy nazwę lokalu. Zamówienie przyjęła przemiła (oczywiście) kelnerka, która trochę dziwiła się ilością i rozmiarem naszego zamówienia. Pizza była przepyszna! Ser był wszędzie. Naturalnie nie zjedliśmy wszystkiego, bo nawet dziewczyny nie podołały. Basia mamy kawałek dla Ciebie w plecaku ;)
Po szybkim powrocie do auta czekało nas stanie w korkach przy wyjeździe z Chicago. Mieliśmy przed sobą dłuuugą drogę - około 2300 km. Przed podróżą zakupiliśmy prowiant, napoje i śpiwory. Zatankowaliśmy auto - jak widać próbujemy oszędzać i tankujemy już czymkolwiek, niekoniecznie benzyną. Po przejechaniu około 700 km zatrzymaliśmy się na parkingu i noc spędziliśmy w aucie.



2 komentarze:

  1. musicie nieźle gazować skoro macie w sobie tak wysokooktanowe płyny:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ela dolewamy co możemy, gazujemy ostro!
    Dzięki że jesteś z nami i nas czytasz! Pozdrowienia z Salt Lake City, wlasnie czekamy na hamburgery :)

    OdpowiedzUsuń