sobota, 13 października 2012

10 październik - Chicago

Po noclegu w Cleveland ruszyliśmy do Chicago. Na początku planowania trasy nie braliśmy pod uwagę tego miasta, ale Basia, która mieszkała w Chicago pół roku nakazała nam tam jechać i w tym miejscu możemy jej serdecznie za to podziękować!
Wjechaliśmy do miasta. Wstępne rozpoznanie okolicy i znalezienie parkingu zajęło nam kilkadziesiąt minut, w tym czasie ciągle zastanawialiśmy się, gdzie jest słynna fasolka. Ostatecznie, korzystając z naszej ulubionej strategi "po omacku" wjechaliśmy na pierwszy lepszy parking poddziemny, co w tym przypadku okazało sie strzałem w 10! Po wyjściu z windy ogromna, srebrna fasola pojawila sie tuż nad naszymi głowami. Wykonaliśmy krótką sesję zdjęciową, obejmujacą 500 zdjęć i większość zasobów energii bateri w aparacie Micha, po czym "poszliśmy w miasto". Drapacze chmur, mimo że podobne jak w Nowym Jorku, wywarly na nas zupełnie inne wrażenie. Spacerowaliśmy przez miasto w stronę Willis Tower - najwyższego budynku na tym kontynecie. Windą wjechaliśmy na 103 piętro, aby podziwiać panoramę miasta. Głównym punktem programu były szklane balkony z przeźroczystą podłogą, na których postanowiliśmy zrobić kolejną błyskawiczną sesję zdjęciową. Stojąc na nich widać przepaść pod stopami. Michu mimo lęku wysokości, po 30 minutach odważył się na nie wejść. Ale Dawid (mimo, że nie widać tego na zdjęciach) był sino-zielony. Daliśmy radę wszyscy. Widok był niesamowity.
Gdy wyszliśmy, zaczynał się wieczór - było bardzo zimno (około 10 stopni) i strasznie wiało. Pospacerowaliśmy po mieście i pojechaliśmy na nocleg do Nate`a (który zgodził się przyjąć nas poprzez Coach Surfing). Bardzo miło nas ugościł, w zamian mieliśmy dla niego symbol polskiej gościnności zakupiony na strefie bezcłowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz