Przed przekroczeniem granicy spaliśmy w hostelu. Ku rozpaczy Marcina budzik nastawiliśmy na 7 rano, żeby jak najszybciej zacząć podróż - na Meksyk mieliśmy przeznaczone tylko 2 dni. Po śniadaniu zjedzonym na parkingu supermarketu zaczęliśmy zastanawiać się nad swoim położeniem. Doszło do burzy mózgów (która powinna mieć miejsce na miesiąc przed wyjazdem) z której zostały wyciągnięte wnioski:
1) nie mamy pozwolenia z wypożyczalni oraz ubezpieczenia samochodu na wyjazd poza terytorium Stanów, wjeżdżamy więc na teren Meksyku nielegalnie
2) nie posiadamy mapy Meksyku ani nawigacji
3) nie mamy wizy, nie znamy kultury ani języka, nie mamy ich waluty
Po wielkiej naradzie zaczęliśmy działać i planować dzisiejszą podróż. Będąc 20 km od granicy z Meksykiem musieliśmy pojechać 180 km do San Diego, ponieważ była to najbliższa siedziba naszej wypożyczalni. Dowiedzieliśmy się tam, że nie możemy przekroczyć granicy naszym autem. Zaproponowali nam inny, mniejszy samochód na dwa dni. Musieliśmy dopłacić tylko za ubezpieczenie i po dwóch dniach dostajemy znowu Chevroletta (możliwe, że nie naszego). Zgodziliśmy się, doszło do przepakowania auta. Poprzednie oddaliśmy w opłakanym stanie.
Na załatwienie nawigacji było już za późno, więc zaczęliśmy szukać mapy.
Wizy nie potrzebowaliśmy, wymieniliśmy dolary na meksykańskie pesos i... ruszyliśmy w drogę.
Granicę przekroczyliśmy bez żadnych problemów. Uśmiechnięty i uprzejmy pan żołnież, z wielkim karabinem przy pasie nawet nie chciał od nas paszportów.. Niestety straciliśmy dużo czasu na przygotowania - było już późne popołudnie. Musieliśmy przejechać przez bardzo zakorkowane przygraniczne miasto - Tijuane, gdzie panował ogromny chaos i przedostanie się na autostradę graniczyło z cudem. Niewiele zobaczyliśmy z meksykańskich krajobrazów i widoków i gdy dojechaliśmy do miejsca docelowego - EnSenada - było już ciemno. Od razu zatrzymaliśmy się w przydrożnej budce z jedzeniem, gdzie mogliśmy spróbować oryginalnych meksykańskich tacos - były przepyszne! Znaleźliśmy hastel (standard trochę lepszy niż nasza pralnia w Nowym Jorku) i poszliśmy zwiedzić miasto nocą - w końcu to sobota.
Kawiarni i barów było bardzo dużo, ale najbardziej urzekła nas knajpka w której na wszystkich ścianach, suficie i ladach przyklejone były banknoty jednodolarowe podpisane przez turystów. Skosztowaliśmy tutejszych, tradycyjnych alkoholi jak Tequila, Margaritta oraz wyśmienitych drinków i dołączyliśmy podpisaną przez nas jednodolarówkę do reszty - może ktoś kiedyś ją odnajdzie. Reszta wieczoru upłynęła nam w bardzo ciekawej dyskotece.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz