Na dzisiejszy dzień mieliśmy w planach dwa parki narodowe.
Pierwszy z nich - Arches National Park to "największe na świecie skupisko naturalnych formacji z piaskowca w kształcie łuków". Pomarańczowo - brązowy krajobraz połączony z błękitnym niebem był nam dobrze znany z przewodników i pocztówek. Wybraliśmy się na 1,5 godzinny spacer, by podziwiać okolicę. Podczas wycieczki spotkaliśmy dwójkę Polaków, którzy opowiedzieli nam o swojej wyprawie - w 5 tygodni zwiedzają Zachodnie Wybrzeże. Szeroko otwierali oczy, gdy zaczęliśmy wymieniać gdzie już byliśmy i co jeszcze mamy zamiar zobaczyć. Gdy pytaliśmy o kolejne miejsca z naszej listy oni ciągle odpowiadali, że nie będą tam bo nie starczy im czasu. Nasz pościg po Stanach chyba zrobił na nich wrażenie. Niestety prawda jest taka, że coś za coś - do dziś żałujemy, że brak czasu spowodował, że Yellowstone zwiedziliśmy "po łebkach".
Drugą atrakcją na dziś był Monument Valley. Jak się okazało cały ten teren należy do rdzennych mieszkańców Ameryki - Indian z plemienia Nawajo. Byłaby to ciekawa informacja, gdyby nie fakt że nasza karta wstępu do wszystkich parków narodowych tutaj nie jest honorowana, trzeba było dodatkowo zapłacić za wstęp. Cały teren jest własnością Indian. Pracują w budkach z biletami, oprowadzają turystów po okolicy, sprzedają pamiątki oraz pracują na stacjach benzynowych i McDonaldach poza rezerwatem. Noszą bluzy i adidasy. Nie ma się co oszukiwać - Pocahontas nie widzieliśmy. Wszystko jest tu komercyjne i pod turystów. Oprócz krajobrazu - bo ten zapiera dech w piersiach. Siedzieliśmy w milczeniu (co bardzo rzadko się u nas zdarza) i podziwialiśmy zachód słońca w Dolinie Monumentów.
Drugą noc z rzędu spędziliśmy w hostelu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz