Tej nocy spaliśmy w samochodzie. Zaparkowaliśmy na półwyspie na Słonym Jeziorze obok Salt Lake City, aby obejrzeć nad nim wschód słońca. Nastawiliśmy budzik na 5 rano, słońce wstało dwie godziny później. Taki widok to dla nas rzadkość, w końcu pobudka do pracy na 8 rano jest wielkim sukcesem. Ale było warto! Po takim poranku wiedzieliśmy, że będzie to dobry dzień.
Na dziś mieliśmy w planach miejsce, gdzie bije się rekordy prędkości - Bonneville. Do celu było tylko 150 km, widoki podczas podróży - przepiękne.
Na miejscu ujrzęliśmy krajobraz wyschniętego słonego jeziora - biel roztaczała się wokól nas. Zaczęliśmy testować naszego Suv`a - wiatr we włosach, dziewczyny piszczą, a chłopcy szczęśliwi jak nigdy. Każdy po kolei wsiadał za kółko i wciskał gaz do dechy. Niestety okazało się, że auto ma blokadę prędkości - 160 km/h, ale i tak jazda po takiej powierzchni wbijała w siedzenie! Podczas planowania podróży nie podejrzewaliśmy, że kilka hektarów białej powierzchni oraz rodzinny Chevrollet da nam tyle radości. Mimo tego, że z hamulców ulatniał się dym auto sprawiło się świetnie - mamy zamiar pokazać zdjęcia w wypożyczalni - wyciasnęliśmy z niego co się dało.
Po 6 dniu podróży samochodem kierownica znalazła się w moich rękach. Mimo, że zasypiam zwykle po 30 km prowadzenia auta, a na trasie Kępno - Wrocław wypijam 2 Red-bulle, tym razem przejechałam 200 km bez zmrużenia oka - Michu siedział jak na szpilkach.
Po czystym szaleństwie na Bonneville sól była wszędzie. Bagaże podczas hamowania i szybkiego ruszania fruwały po całym samochodzie, nadszedł więc czas na sprzątanie auta.
Obiad jedliśmy w Denny`s, gdzie podano nam tradycyjne (nie przypominające fast-foodów) hamburgery i steki.
Po drodze do kolejnego punktu naszej wyprawy zwiedziliśmy urocze miasteczko z lat 30`. Podczas krótkiego spaceru nabraliśmy ochoty wrócić tutaj na zimowe szaleństwo na nartach i desce.
Noc spędziliśmy w hostelu na trasie.
Podsumowanie: Jest ciepło! Kurtki schowane do plecaków.W końcu czujemy wakacyjny klimat.
Temperatura wzrasta - więcej pijemy. Nadal jemy raz dziennie. Przyroda fascynuje!
ah oh ih i eh!!!! Jestem dumna z Marty ze dała rade przez te 200 km ! zreszta pewnie wszyscy:D
OdpowiedzUsuń