Wyruszyliśmy w stronę Wodospadów Niagara. Nie posiadając mapy (w końcu wszystko robimy po omacku), ustawiliśmy nawigację i ruszyliśmy przed siebie. Mieliśmy do przejechania 695 km. Drogowskazy często wskazywały nam drogę do Polski, ale twardo brnęliśmy dalej. Wszystko szło elegancko, jednak miejsce docelowe okazało się budynkiem poczty, wodospadów ani śladu. Popytaliśmy miejscowych, zawsze uprzejmych Amerykanów i okazało się że zboczyliśmy tylko o 40 km - po kilkunastu minutach byliśmy więc na miejscu.
Widok zapierał dech w piersiach. Nasze wyobrażenie o tym miejscu okazało się być mylne. To co ukazało się naszym oczom przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Wygląda to o wiele lepiej niż na zdjęciach!
Kupiliśmy bilety na rejs pod wodospad, otrzymaliśmy płaszcze przeciwdeszczowe i wsiedliśmy na łódź. Z bliska wyglądało to niesamowicie. Byliśmy cali mokrzy, bo siła uderzeń wodospadu o skały sprawiała, że woda wręcz zalewała łódkę.
Gdy trochę ochłonęliśmy po rejsie zdecydowaliśmy przekroczyć granicę Stanów z Kanadą, gdzie widok na wodospady robi jeszcze większe wrażenie. Przekroczyliśmy bramkę celną Stanów, weszliśmy na most łączący oba kraje i wtedy Dawid (który nigdy nie wie gdzie ma paszport) stwierdził, że nie ma paszportu również teraz. Do Kanady wpuścić na dowód go nie chcieli, więc biegł z ogromnym pismem urzędowym, aby wpuścili go ponownie do USA by mógł poszukać paszportu. My w tym czasie opanowaliśmy strefę wolnocłową, kupiliśmy pamiątki do domu i na dalszą trasę. Dawid dotarł. Pospacerowaliśmy po Kanadzie, co cieszyło nas podwójnie, bo nie planowaliśmy przekraczać granicy.
Zmęczeni i głodni opanowaliśmy fast-food Wendy`s (w Polsce przed wyjazdem słyszeliśmy dużo pochwał). Hamburgery były wielkie, cola i frytki jeszcze większe! W końcu prawdziwy amerykański burger w Kanadzie!
Wróciliśmy do auta, wyruszyliśmy w dalszą trasę. Tym razem jedziemy do Chicago - 890 km. Po drodze w Cleveland spaliśmy w super hostelu, na super wielkich łóżkach, super krótko - bo spać nikomu się nie chciało, a rano szybko trzeba było wstawać, żeby ruszyć dalej.
Podsumowując dwa dni podróży: nie mamy mapy, czasem się gubimy, mało jemy, mało śpimy. Jest cudownie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz