czwartek, 25 października 2012

22 październik - Los Angeles

Śniadanie zjedliśmy na parkingu supermarketu, czyli tak jak lubimy najbardziej. Jeszcze nie było sytuacji, żeby ktoś nas wtedy nie zaczepił. Tym razem podjechał pan, który spytał o to skąd jesteśmy. Gdy odpowiedzieliśmy, że z Polski usłyszeliśmy: "jak się macie?". Okazało się, że rodzice naszego nowego kolegi byli Polakami i od zawsze w jego domu mówiono po polsku (ale przypadek - czy naprawdę z daleka widać skąd jesteśmy? :). Bardzo zaciekawiła go nasza podróż.Wypytał o wszystko, gdzie byliśmy, co robimy w Polsce. Powiedział też, że w Stanach nie jest tak kolorowo jak nam się wydaje, są również i nieprzyjemni ludzie. My na szczęście jeszcze tego ne doświadczyliśmy - wszyscy dla nas są uprzejmi i sympatyczni - umiechają się do nas szeroko.
Pierwszym punktem w Los Angeles był Queen Mary - ogromny statek, który przerobiono na hotel i restaurację. Rzuciliśmy tylko okiem - przed nami zapowiadał się długi dzień..
Nadszedł czas na drugi i najważniejszy punkt dzisiejszego dnia - Pacyfik. Na zdjęciach widać jak byliśmy spragnieni wody i piasku - Michu, Żana i Marcin rzucili się przed siebie od razu. Tego dnia nie mieliśmy jednak czasu na plażowanie - ruszyliśmy zwiedzać Los Angeles. Ulice wyglądały tak jak w filmach - na pierwszym planie palmy, na drugim - góry. Domy na Beverly Hills identyczne jak z seriali o pięknych i bogatych ludziach - zadbane, kolorowe, z zielonymi trawnikami i bez płotów. Można byłoby tam mieszkać!
Znaleźliśmy hostel blisko głownej ulicy LA, gdzie ciągnęła sie Aleja Gwiazd. Spacerowaliśmy długo, szukając na chodniku swoich ulubionych aktorów i muzyków.
Poźnym wieczorem pojechaliśmy na wzgórze obejrzeć panoramę miasta - robi wrażenie.

PS. Chciałam pozdrowić całe pokolenie Beverly Hills 90210, szczególnie dwie osoby, które bardzo trzymały kciuki za naszą wyprawę!


















































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz