wtorek, 16 lutego 2016

11 luty – El Nido – Island hopping

Mieliśmy w planach wypożyczyć dziś kajaki. Ja i Domi jesteśmy wielkimi fankami wszelakich sportów wodnych. Nasze ulubione to patrzenie na fale i słuchanie szumu morza. Oczywiście jest jeszcze jacuzzi, ale trzeba to zaliczyć do sportów ekstremalnych, bo wymaga bezpośredniego kontaktu z wodą. Także byłyśmy zachwycone pomysłem pływania na kajakach. Już raz zdarzyło mi się walczyć o życie na kajaku, gdy na Bali, na otwartym morzu, kajak przewrócił nam się o 180 stopni. Michał przed tym zdarzeniem namawiał mnie długo, tłumaczył, że kajak nie może zatonąć, że jest to wbrew prawom fizyki. Okazało się, że może – fizyka nie ma nic do tego.
No więc kajaki wypożyczone, my przeszczęśliwe, morze spokojne, fal nie ma.
Po niedługim czasie robimy odpoczynek na pierwszej wyspie. Wyspa jest tak mała, że nawet nie ma nazwy. Leżymy, odpoczywamy. Płyniemy dalej.
Druga plaża to Seven Comando Beach. Dużym plusem jest tutaj bar, gdzie kupujemy drinki i piwko. Leżymy dłużej niż poprzednio, co niektórzy walczą z chorobą dnia poprzedniego. Płyniemy dalej.
Trzecia plaża, najpiękniejsza – Papaya Beach. Zastanawiam się, czy jest najpiękniejsza jaką kiedykolwiek widziałam i nie wiem.. Nie ma tu nikogo, biały piasek, lazurowa woda, cisza, spokój. Po kilku godzinach musimy już wracać, jesteśmy znowu głodni.
Wypływamy w drogę powrotną i już wiemy, że będzie ciekawie. Nagle zerwał się wiatr, pojawiły się fale, kajak czasem zalewa woda. Ciężko się płynie, znosi nas na skały. Najgorzej jest gdy obok przepływa łódź, wtedy bardzo nami kołysze. Najchętniej obraziłybyśmy się w tym momencie na chłopaków, ale co nam to da? Wiosłować trzeba. Wszyscy zmęczeni, z bólem ramion dopływamy jakoś do brzegu. Uwielbiam kajaki!
































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz