Po ciężkim poranku próbowaliśmy wykrzesać z siebie choć trochę sił na ostatni dzień zwiedzania. W planach mieliśmy nową część miasta, a konkretnie jeden wieżowiec znany ze szklanej podłogi na szczycie. Roland dał nam dobrą radę. Podpowiedział, że wystarczy wjechać windą na 91 piętro, gdzie znajduje się restauracja i kupić drinka, dzięki czemu uniknie się płacenia za wstęp na taras widokowy, który swoją drogą był strasznie drogi. Co prawda nie było szklanej podłogi, ale widok był prawie identyczny. Panorama Szanghaju niesamowita!
Na dzisiejszy dzień zostawiliśmy sobie też zakup pamiątek. A że wstawało się ciężko, chodziło się wolno, panorama Szanghaju taka niesamowita - została nam tylko godzina na zakupy. Poszliśmy do ogromnej hali, gdzie było wszystko co chińskie, czyli wszystko. Rzuciliśmy się na pałeczki, magnesy, zegarki i inne piękne rzeczy. O wszystko trzeba było się targować. Oni mówią 200, my mówimy 20. I tak przez godzinę. Każdy coś kupił mniej lub jeszcze mniej ładnego, ale z pustymi rękoma do domu nie zajedziemy!
Ostatnia kolacja z Rolandem (równie pyszna jak wczoraj) i wielka chwila - przekazanie tygrysa. Postanowiliśmy, że zostanie on w Szanghaju, z Rolandem, ponieważ jest to tygrys chiński i nie byłby szczęśliwy w Polsce. Zresztą od razu się polubili, a Roland obiecał że tygrys jeszcze niejedno w życiu zobaczy.
Taksówka na lotnisko, odprawa i o 1:00 w nocy wsiedliśmy w samolot do Doha. 9:30 godziny do Doha, 3 godziny na lotnisku, 7:30 godziny do Warszawy. Szybki obiad i zgranie fotek w Warszawie i 5 godzin w Polskim Busie (uwielbiam podróżować!)
Dotarliśmy do Wrocławia. Na dworcu czekali na nas Domi, Ela, Maniek, Radziu i Marcinek. Dziękujemy!
Pozazdrościć. Jesteście wspaniali
OdpowiedzUsuń