Dwa tygodnie po powrocie kończymy relację z Chin.
Niechętnie wróciliśmy do rzeczywistości. Za oknem ciemno i zimno, więc prawie już zapomnieliśmy o wakacjach. Ale dobrze czasem trochę powspominać.
W Chinach byliśmy równe 3 tygodnie. Bilety do Pekinu i powrotne z Szanghaju kupiliśmy już w styczniu. Następnie kilka przewodników, słownik polsko - chiński i zaczęło się. Prawdę mówiąc przez 8 miesięcy nie zrobiliśmy prawie nic w sprawie przygotowań, ale za to od sierpnia ci co mieli tylko chwilę czasu siadali przed komputerem i obłożeni przewodnikami planowali podróż.
Podsumowanie:
Podsumowanie:
- nasza trasa: Pekin, Mur Chiński, Klasztor Szaolin, Armia Terakotowa w Xian, Tybet, Pandy w Chengdu, Yangshuo, Góry Danxia (!), Góry Tianmen i Szanghaj
- przejechaliśmy pociągami ponad 11 tys. km
- w pociągach spędziliśmy dokładnie 137 godzin i 30 minut, czyli 5 i pół dnia
- zjedliśmy trochę ryżu (umiejętność jedzenia pałeczkami - bezcenna) , trochę więcej makaronu, mięso z jaka, marakuje, tofu, palermo (rodzaj pomelo) ale psa nie znaleźliśmy
- jedyne słowo, którego nauczyliśmy się przez 3 tygodnie to xiexie (dziękuję)
- Chińczycy nie mówią po angielsku, nie akceptują kart kredytowych innych niż rodzime, mają zablokowane takie portale jak Facebook czy Gmail, biali ludzie są dla nich ciekawostką
- Tybet jest całkowicie inny niż reszta Chin