Następnego dnia mieliśmy w planach Pałac Potala. Miejsce gdzie mieszkał Dalajlama do momentu kiedy zmuszony był uciec do Indii. W tym momencie pałac pełni rolę muzeum i za miliony monet można obejrzeć miejsca gdzie Dalajlama medytował, spał i przyjmował gości. Nasz pan przewodnik ciekawie o wszystkim opowiadał, dosyć mocno zainteresował nas historią buddyzmu w Tybecie. Każdy sobie obiecał, że poczyta o tym więcej po powrocie do domu.
Po zwiedzeniu pałacu poszliśmy na obiad w równie brudne i niebezpieczne miejsce co dzień wcześniej. Jedliśmy mięso z jaka, nie powaliło smakiem.
Na kolejną atrakcję mieliśmy do wyboru - świątynię buddyjską lub debatę mnichów. Wszyscy byli za debatą.
Ja z Michem zrezygnowaliśmy, bo byliśmy coraz bardziej chorzy i ból głowy był już nie do wytrzymania.
Reszta pojechała na debatę. Wyglądało to tak, że na otwartym placu siedziała grupa około 50 mnichów. Był podział na mistrzów i uczniów. Mistrzowie zadawali uczniom pytania natury filozoficznej, które ciężko było przetłumaczyć na język angielski. Mimo tego widowisko było bardzo ciekawe.
Wieczorem znowu poszliśmy na spacer po Lhasie, głowa bolała już wszystkich. Zakupiliśmy tutejszą aspirynę i łykaliśmy ją jak cukierki. Po powrocie do hostelu musieliśmy się spakować.
Nadchodziła północ więc wszyscy zgromadziliśmy się wokół Damiana, aby złożyć mu życzenia urodzinowe. Był prezent, było sto lat i goście. Chwilę posiedzieliśmy razem, wypiliśmy zdrowie jubilata i poszliśmy spać.
Nasza ostatnia noc w Tybecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz