Dziś rano powitało nas pełne słońce. W końcu. Mamy w planach Safari w Parku Narodowym Yala. Jedziemy busem około 2 godzin. Czekając na wejście, idziemy na spacer po okolicznej wiosce. Próbujemy wejść do szkoły, ale dyrektor nie mówi po angielsku i ciężko się z nim dogadać (nie to że my jakoś super mówimy). W końcu podjeżdża po nas jeep i zaczynamy naszą podróż na safari. Występują tu między innymi słonie i lamparty. Przez ponad 4 godziny szukamy zwierzaków. Dzieciom się podoba, szczególnie wtedy gdy widzą słonia czy krokodyla na wyciągnięcie ręki. Super przeżycie, były też bawoły, pawie, tiguany, dużo zwierząt podobnych do jeleni i kolorowe ptaki. Największe wrażenie robią słonie, które na Sri Lance żyją na wolności. Jest ich ponad 7 tysięcy. W zeszłym roku 176 osob zginęło po zaatakowaniu lub zadeptaniu przez słonia. Na koniec kierowca zrobił nam 15 minut postoju przy oceanie i dzieciaki spragnione plaży nie chciały wrócić do auta.
Późnym wieczorem dojechaliśmy do miejscowości Mirissa.
Jesteśmy nad oceanem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz