środa, 29 stycznia 2025

27 - 30 styczeń - Tangalle


Wyruszyliśmy do Tangalle, to tylko godzina drogi z Mirissa. Na miejscu czekał na nas super dom na wyłączność w którym spędzamy ostatnie 4 dni na Sri Lance. Dom jest 15 minut drogi od centrum i 20 minut na pieszo od plaży. Właściciel wita nas uśmiechem i zimną wodą kokosową. 
Wybieramy się autobusem do centrum miasta (poruszamy się głównie tuk-tukami), z czego się bardzo cieszę, bo uwielbiam jeździć autobusami miejskimi. Na Sri Lance jest ruch lewostronny i to by było na tyle z zasad ruchu drogowego. Ciężko przejść przez jezdnię, pasy są, ale nikt nie zatrzymuje się przed pieszymi. Nikt nie ustępuje, każdy jeździ jak chce i dużo trąbi :) W mieście szukamy poczty by wysłać pocztówki. Jemy przy ulicy bułki z warzywami (ostre) i cukrem kokosowym za kilka złotych na wszystkich. Szukamy pamiątek, ale w Tangalle z tym ciężko. 
Wracamy do siebie i wybieramy się nad ocean. Plaże są puste, szerokie, ale fale są tak ogromne, że dzieci wchodzą tylko po kostki.
Wieczorem nasz właściciel robi nam pyszną kolację z krewetek. Dobrze nam tu.
W ostatni wieczór wybieramy się na kolację do restauracji Mango Shade - najlepsze rotti jakie jedliśmy, gdzie podpisujemy się na ścianie. Po kolacji, około godziny 21:00 jedziemy na plaże szukać żółwi. Jest ciemno, idziemy plażą  800 m, świecąc czerwoną latarką (żółwie boją się jasnego światła) i znajdujemy wielkiego żółwia, który składa jaja w dziurze w piasku (około 50-150 jaj). Po tym czasie zasypuje dziurę piaskiem i zmęczony próbuje się wydostać i wejść do oceanu. Trwa to około 2-3 godzin. Po kilku tygodniach z jaj wykluwają się małe żółwiki które też kierują się w stronę wody. Jesteśmy w domu przed północą. Warto było.
Wyjeżdżamy z Tangalle wypoczęci i zadowoleni. Ostatnią noc na Sri Lance spędzamy w mieście Negombo - blisko lotniska.

















































 

poniedziałek, 27 stycznia 2025

26 styczeń - Mirissa

Jesteśmy 3 dzień w Mirissa. To nasz najdłuższy pobyt w jednym miejscu - aż 4 noce. Pranie ciuchów ogarnęliśmy już w Ella więc raczej wystarczy nam do końca wakacji.

Z samego rana mieliśmy zaplanowaną atrakcje dla dzieci - nurkowanie z żółwiami. Twardo i odważnie weszliśmy do wody. Gdy z pomocą pana podpłynęliśmy na miejsce i wszyscy zobaczyli wielkiego żółwia, który pływał tak blisko,  że się o nas ocierał, dzieci wpadły w taką panikę że słychać ich było na całym wybrzeżu. Ich przygoda z żółwiami skończyła się po 3 minutach. My zostaliśmy chwilę dłużej, ale lepiej nie było. Dziwne uczucie gdy takie wielkie stworzenie Cię dotyka, chyba szybko tego nie powtórzymy. 

Dziś też mamy święto - urodziny Domi. Ostatnie z 3 z przodu. W tej okazji zarezerwowaliśmy stolik na śniadanie niedaleko Secret Beach. Po śniadaniu panowie z obsługi odśpiewali „Happy Birthday” i wręczyli tort niespodziankę :) Po śniadaniu podjechaliśmy Tuk Tukiem do wspominanej plaży. Bardzo ładna, ale ilość ludzi raczej przeczyła określeniu „secret”. Wróciliśmy do naszego hotelu na resztę dnia. Wieczorem Domi zabrała nas na kolację na której królowały owoce morza. Wszystkiego najlepszego! :)