Dziś opuszczamy Holbox. To był dobry wybór, o to nam chodziło - rajskie plaże i luz od rana do wieczora.
Ale czas odpocząć od piasku. Pakujemy plecaki, wyruszamy na prom. Na miejscu w Chiquila czekają nasze samochody. Jedziemy w stronę Valladolid, mamy trasę na 2,5 godziny.
Jeśli o chodzi o widoki podczas podróży to stanowczo nie zachwycają. Cały czas ten sam krajobraz, na poboczu drzewa i krzaki. Tylko mijane wioski i miasteczka są ciekawe i można podpatrzeć jak tu toczy się życie. Zatrzymujemy się na jedzenie w małej mieścinie. Nie wiemy czego się spodziewać, ale tacosy z rybą i krewetkami są pyszne (dzieci jedzą samą rybę :)
Valladolid to miasteczko kolonialne, z kolorowymi budynkami. Docieramy tam w niedzielę wieczorem, jest spory ruch i wszędzie dużo ludzi. Mamy wrażenie, że więcej jest tu turystów i na Holbox. Spotykamy też Polaków - w sklepie, przy półce z alkoholami…
Pogoda nas nie rozpieszcza, podczas spaceru po mieście czasem pada deszcz. Hotel mamy w samym centrum, więc blisko do najważniejszych atrakcji.
Na kolację wybieramy się na targ z jedzeniem polecany przez Roberta Makłowicza. W Valladolid będziemy przez 3 noce..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz