sobota, 24 listopada 2012

30 październik, 1, 2 listopad – Czyli jak żyć po huraganie.

Ostatnich kilka dni w Nowym Jorku, podarowanych nam przez huragan, spędziliśmy z Victorem.
Gdy w końcu mogliśmy bezpiecznie opuścić hostel, wyszliśmy na zewnątrz i ocenialiśmy straty wyrządzone przez Sandy. Obok nas zawaliła się ściana budynku, prosto na stojący przy drodze samochód. W naszej dzielnicy spłonęło też 80 domów, ale tą informację przeczytaliśmy w internecie. My na szczęście wyszliśmy cało z kataklizmu, który nawiedził Nowy Jork.
Victor zabrał nas przez te dni m.in. do American Museum of Natural History. Oprowadzał nas po miejscach mało znanych z przewodników, do których sami byśmy nie dotarli. Byliśmy też w firmie jego brata zajmującej się rzeźbą w lodzie. Było ciekawie, lodu do drinków nie zabrakło. Pojechaliśmy razem na Manhattan. Dzięki temu, że nastąpił paraliż metra, wszystkie bilety na pociągi i autobusy były za darmo, więc wykorzystaliśmy to na 100%. Pierwszy raz w ciągu naszej podróży nikt nie musiał patrzeć w mapę. Victor prowadził nas „za rękę” po ulicach i alejach w obu dzielnicach miasta. W podziękowaniu za poświęcony nam czas daliśmy mu naszą koszulkę z podpisami i zabraliśmy go na kolację do knajpki z szafą grającą, cudownymi plakatami i dużymi hamburgerami. On zamówił sałatkę.
Dni upływały na bezstresowym i powolnym zwiedzaniu, a wieczory spędzaliśmy w amerykańskich pubach.













































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz