Prawie cały lot przespaliśmy. Lecieliśmy 6 godzin, ale przez różnicę czasu w Nowym Jorku była już 6 rano, więc trzeba było zacząć nowy dzień. Swoje ogromne bagaże postanowiliśmy zostawić w hostelu (doba hotelowa zaczynała się dopiero od 15:00). Nawet my uczymy się na błędach i uwaga... mieliśmy odpowiednio wcześnie zarezerwowany nocleg w dzielnicy Queens.
Zaczęliśmy zwiedzać od miejsc, których nie zdążyliśmy zobaczyć na początku podróży. Oczywiście na pierwszym miejscu był Central Park. Spacer, mimo kiepskiej pogody (było zimno i wietrznie) trwał kilka godzin. Czuć było jesień, nie tylko przez niską temperaturę, ale przede wszystkim dzięki kolorowym drzewom i spadającym liściom. Niesamowitym widokiem był kontrast między zielonym obszarem nowojorskiego parku, a drapaczami chmur w tle. Niestety nie było tak jak sobie to wyobrażaliśmy - nie rozłożyliśmy się na "Wielkiej Łące" na kocu i z koszem piknikowym, ale nie ma co oczekiwać pełni słońca pod koniec października. Nowojorczycy spacerowali, biegali i grali w baseball.
Zmęczeni wielogodzinnym zwiedzaniem parku poszliśmy na kawę. To właśnie tam, w kawiarni, z telewizora na ścianie zaczęło docierać do nas czym jest Sandy. Przekazywali coraz to nowe informacje i wskazówki. Dowiedzieliśmy się, że o godzinie 19:00 zostanie zatrzymane metro w całym NY. Na witrynach sklepowych coraz częściej pojawiały się informacje o wcześniejszym zamknięciu z powodu pogody.
Mieliśmy już mało czasu, więc jako że ostatnio wycieczka z powodu deszczu i zmęczenia nie należała do przyjemnych - wybraliśmy się na Times Square. Wiatr wiał coraz mocnej, ale tym razem spędziliśmy tam chwilę dłużej.
Wróciliśmy metrem na Queens. Poszliśmy na obiad do chińskiej knajpy. I przed zmrokiem byliśmy już w hostelu. Włączyliśmy internet - i zaczęło się. Docierało do nas, że ten wiatr to nie żarty. Okazało się, że odwołano dzisiejsze loty. My mamy lecieć jutro...
Reszta wieczoru upłynęła nam na czytaniu i oglądaniu informacji o huraganie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz